10/12/2016

Co tam u nas? /K&M


Tak, wiemy, zawaliliśmy na całej linii. Miały być 2 posty w tygodniu, a wyszło na to, że nie było żadnego przez miesiąc. Nie będziemy się usprawiedliwiać - po prostu nam się nie chciało. Koniec końców postanowiliśmy, że będziemy pisać jak tylko najdzie nas na to ochota. Czy to będzie raz na miesiąc, czy raz na pół roku (to najczarniejszy scenariusz)

Czym jesteśmy tak bardzo zajęci? Dorosłością. Uczeniem się być dorosłym. Że studia to nie to samo co liceum, a praca nie działa jak szkoła, że jak się nie chce to nie idziemy. 
Jedno z nas studiuje dziennie, drugie zaocznie, musimy jakoś pogodzić to między sobą, tak aby wszystko grało. 

A poza tym wszystkim...mamy się całkiem dobrze. Wszystko zmierza ku dobremu. Mikołaj skończył 8 października 20 lat, hucznie opijaliśmy jego zakończenie bycia nastolatkiem, a Karolina w końcu wzięła się za swoje zdrowie. Spotykamy się minimum raz w tygodniu na noc, aby spokojnie nacieszyć się swoją obecnością, ktoś może powiedzieć, że popadamy w rutynę, że za spokojne to nasze życie jak na ludzi którzy powinni w tym wieku imprezować, szaleć i generalnie na maxa kozystać z życia bo YOLO. 
To jest nasze "yolo". Spokój, my, stabilność, przyjemna monotonia. Zwłaszcza, że jesienią czas jakby zwalnia, skłania do przemyśleń...

9/02/2016

Trochę informacyjnie / K&M

Ci co są tu stałymi bywalcami (a wierzymy ze sa takie osoby) pewnie zauważyli, że posty nie pojawiają się tak jak zawsze. We wtorek Mikołaj, w czwartek Karolina w weekend wspólnie. Dlaczego? Bo po prostu nie nadążaliśmy. 3 posty w tygodniu to stanowczo za dużo, zwłaszcza dla osób które codziennie pracują, a potem będą studiować/studiować i pracować. Nie chcemy żeby wszystko było na siłę. Chcemy pisać z przyjemności, a to powoli stawało się obowiązkiem. 

Posty powinny pojawiać się 2 razy w tygodniu, bez jakiejś kolejności. Oczywiście będzie to przeplatane, zeby nie pojawiały się posty tylko jednej osoby. Myślimy, ze tak będzie lepiej. 

Dziś krótko - informacyjnie, bo nie chcieliśmy wprowadzać zmian bez słowa wyjaśnień. Jeżeli macie jakieś rady, z chęcia przyjmiemy je na klatę :)  




8/29/2016

Weekend w Toruniu / K&M

Ostatnio było trochę uczuciowo, to teraz będzie bardziej formalnie haha. Co nas zaprowadziło do Torunia? Właściwie to nie kierowaliśmy się niczym konkretnym, miała być albo Łeba albo Toruń, padło na drugą opcję, nie wiadomo dlaczego. Szybka rezerwacja hotelu, busa...i jesteśmy! 

Toruń zrobił na nas ogromne wrażenie. Nie spodziewaliśmy się tylu pięknych budynków, widoków, pomyśleliśmy sobie, że w takim mieście moglibyśmy mieszkać. Zapraszamy was na krótką fotorelację.







W Toruniu byliśmy już w piątek po 10 rano. Mieliśmy dużo czasu do zameldowania się, więc zrobiliśmy wstępne rozeznanie i udaliśmy się na Stare Miasto. I już wtedy Toruń zachwycił nas swoją architekturą. Niby wszystkie starówki są do siebie podobne, ale ta ma naprawdę klimat. Karolina nie uchwycila na zdjeciach za dużo tego uroku, ale trzeba jej wybaczyć, bo podczas naszej całej podróży była chora. 




Godna polecenia jest też wieża widokowa w Toruniu. Nie jest oszklona tak jak np. w Krakowie albo w Pałacu Kultury w Warszawie. Tutaj wychodzi się na "otwartą przestrzeń" co trochę na początku przerażało, ale zapewniło o wiele lepsze wrażenia. 




Zdecydowanie jedno z ładniejszych miejsc jakie odwiedziliśmy. Spokojna Wisła, gładka tafla wody, lampki, piękne widoki, zwłaszcza wieczorem. Idealne miejsce do posiedzenia, samemu, ze znajomymi lub z druga połówką. 

Odwiedziliśmy równiez planetarium, bo jak można nie odwiedzić planetarium będąc w Toruniu?! Łącznie byliśmy tak z 2h, na seansie o Mikołaju Koperniku oraz kosmosie i w orbitorium. Pierwszy seans zdecydowanie robił wrażenie, kiedy siedząc na fotelu i patrząc w niebo można było posłuchać trochę o otaczającym nas wszechświecie. 

Tak nam minęły piątek i sobota. W sobotę o 20 posiedzieliśmy chwile jeszcze przy spektaklu muzycznym przy fontannach. Nie mamy tego na zdjeciach ale równiez bardzo fajna sprawa, zwłaszcza ze takie widowisko jest codziennie o tej godzinie. Mieniąca się kolorami woda, pryskąjąca w rytm muzyki i wieczór...idealnie.
W niedziele skupiliśmy się głownie na szukaniu pierników. Padał strasznie mocno deszcz więc nie za dużo już zobaczyliśmy.

Podsumowując: Jeżeli myślicie nad Toruniem, polecamy! Piękne miasto, idealne na weekend. Piękne budynki, każdy na pewno znalazłby atrakcje dla siebie.

8/25/2016

Wrażenie, ze nie nadążasz / Karolina


Masz czasami wrażenie, że wszyscy korzystają z życia, są lepsi, ambitniejsi? Mają w miarę poukładane życie; pracę, partnera z którym planują świetlaną przyszłość, ukończone "przyszłościowe" studia, plany....a twoja jedyna produktywność to skończenie serialu/wyjście z psem, praca pierwsza lepsza dorywcza a partnera jak nie ma tak nie widać? Czujesz się tak jakby świat biegł do przodu, a ty stała w miejscu? 

Spoko, pewnie tak jak ty czuje się 3/4 ludzi, którym ciągle się wydaje, że wiedzą za mało, widzieli za mało i co chwilę porównują swoje życie  z innymi, oceniając czy najwyższy czas jakoś się ustatkować, zacząć cokolwiek planować. Kiedy następnym razem ci coś nie wyjdzie, przestań się obwiniać, to nie jest koniec świata, nie ma szans żebyś był najgorszym przegrywem na ziemi. A życie to nie zawody, jesli pasuje ci twój obecny styl życia, bez egzotycznych podróży, albo to że nie śpieszno ci mieć dzieci to znaczy, że wszystko jest w porządku. Nie jesteś inna. Nie jesteś gorsza. 

 Żyjemy w XXI wieku, którzy mnóstwa chorób, zepsucia i technologii pozwala nam się wyzbyć stereotypów i schematycznego życia. Więc korzystajmy z tego. I nie każda porażka oznacza życiową tragedie. Trust me. Akurat jestem specem w nieszczęściach, a potrafię jeszcze napisać, że trzeba je olać! Brawo ja! Też weź sie za siebie i zamiast się użalać i patrzeć na innych płacząc jakie ich życie jest idealne spójrz na to czego można zazdrościć TOBIE. A na pewno takich rzeczy jest sporo.


8/24/2016

Autumn Is Coming /Mikołaj


W zasadzie, to nie powinienem nikogo straszyć, wszakże zostało jeszcze trochę czasu aby nacieszyć się słońcem oraz wysoką temperaturą. Pomimo tego, powoli zaczynam dostrzegać pierwsze przebłyski jesieni, tej Polskiej, Złotej Jesieni.

Nie piszę o tym bez powodu. Jesień to moja ulubiona pora w roku, potrafiąca nasycić mnie klimatyczną atmosferą, widokami, i innymi szmerami bajerami. Czas, kiedy przyodziewamy się nieco cieplej, no i zaczynami doceniać przyjemne fale ciepła po przyjściu do domu. Kto tego nie lubi? Zaczynam brzmieć trochę jak dziewczyna z tumblra, aczkolwiek nie będę ukrywał faktu, że nie mogę się doczekać i z wypiekami wyczekuję pierwszych złotych liści, jak i tak samo złotych promieni słonecznych. Ba, na szarą i burą pogodę wyczekuje tak samo, bardzo uniwersalny ze mnie człowiek. Czuję natomiast, że jest to odpowiedni czas, aby zakończyć przedwczesne zachwyty, bo będzie na nie jeszcze czas. Ciekawi mnie natomiast, czy są na sali tacy sami jak ja fani tej pory roku, czy może wręcz przeciwnie? Z chęcią się dowiem, w jaki sposób Wy postrzegacie ten okres :)

8/21/2016

4 lata razem / K&M


Wiemy, trochę późna godzina, a rocznica naszego związku była wczoraj, jesteśmy trochę spóźnieni ale myślimy, że zrozumiecie. Bo 20 sierpnia każdego roku to nasz dzień i nie myślimy wtedy o niczym innym jak o sobie, takie z nas samoluby. 
Dziś się dowiedzieliśmy, że data rozpoczęcia naszego związku to również światowy dzień wyznawania miłości, podobno. 

W związku z naszą kolejną rocznicą postanowiliśmy wybrać się do Torunia (post o Toruniu pojawi się za tydzień) i w sumie jeżeli ktoś by nas wczoraj śledził to pewnie by nie powiedział, że obchodzimy swoje święto, korzystaliśmy po prostu z atrakcji Torunia. 
Ale nie potrzebujemy robić wokół siebie szumu w jeden dzień, w ten dzień najbardziej zalezy nam na tym żeby być razem,  i to nam się udało. 

Żadne z nas nie powiedziałoby 4 lata temu, że dziś będziemy ciagle razem, pełni miłości i zakochani w sobie z dnia na dzień coraz bardziej. Że przetrwamy te wszystkie kłótnie, problemy, momenty kiedy wydawało nam się, że to się nie uda. Bo takie chwile są w każdym związku i wtedy właśnie ma się szansę udowodnić sobie nawzajem jak bardzo sie kocha drugą osobę. 
Oczywiście ze złymi momentami szły w parze te dobre, i tych drugich było o wiele wiecej. Pierwsze spotkania, pocałunki, poznawanie siebie....nadal to robimy, chociaż jesteśmy starsi. Mamy też milion wspomnień, które łączą tylko naszą dwójkę i sprawiają, że wystarczy tylko jedno słowo które dla innych jest normalne, a z którego my płaczemy ze śmiechu. Przy sobie jesteśmy sobą. To najważniejsze, nie udajemy.  Ufamy sobie, szanujemy się, rozmawiamy - bardzo dużo rozmawiamy. Nie da się opisać uczuć które towarzyszyły nam przez te 4 lata, ale obydwoje wiemy jedno - ta miłość dopiero rozkwita.

8/18/2016

Trochę kultury / Karolina



Praca w teatrze czy też w mojej obecnej pracy nauczyła mnie, że typów ludzi jest naprawdę sporo. Serdeczni, zdystansowani, chłodni, neutralni, kulturalni i...niekulturalni. I o tym dziś będzie mój post. 

Nie mówię, że do mnie jako sprzedawcy trzeba się obnosić z czcią, najbardziej wyrafinowanym słownictwem czy jeszcze niewiadomo jak ładnie. Wystarczą mi zwykłe zwroty grzecznościowe takie jak "proszę", "dziękuję" i szacunek do mojej pracy. I właściwie 3/4 osób się do tego stosuje. Ale jest też ta 1/4 która demotywuje. Mówienie "daj", "co?!" , "weź mi to podaj", "ty" albo zrobienie mi kompletnego burdelu w miejscu które posprzątałam 5 minut temu, a które wygląda jeszcze gorzej niż przed posprzątaniem.  I w sumie nie ma konkretnej granicy wiekowej dla tych ludzi. Niekulturalne potrafią być dzieci, nastolatki, dorośli i ludzie w podeszłym wieku. I o co właściwie mi chodzi w tym poście? Proszę, traktujcie ludzi tak jak wy byście chcieli być traktowani. Nieważne czy to jest pani z warzywniaka, sprzątaczka czy prezes firmy. Osoba młodsza czy starsza. 
Ostatnio w macu miałam sytuację gdzie grupka młodzieży śmiała się z pani sprzątajacej i jeszcze specjalnie podrzucali jej śmieci na świeżo umytą podłogę. Żenada. 

Jednak pomimo tych niewychowanych kretynów ludzi którzy chyba lekcji wychowania nigdy nie zaznali cieszę się, ze przeważa ilość osób które miło się obsługuje i dzięki którym praca staję się naprawdę przyjemna. I zanim kogoś obrazicie albo zlekceważycie jego pracę, zastanówcie się 2 razy czy wy byście chcieli być tak potraktowani. 


PS. W piątek wyjeżdżamy z Mikołajem na weekend do Torunia, nie bez powodu zresztą. Jeżeli ktoś by chciał pocztówkę niech piszę na mk2perspektywy@gmail.com z miłą chęcią obdarujemy! 


8/16/2016

Jak dobrze zacząć rok szkolny? /Mikołaj


Pomimo, że do końca wakacji zostało jeszcze trochę czasu, na pewno niejedna osoba czuję już na swych plecach przeraźliwy oddech nadchodzącej szkoły. Do końca moich wakacji zostało nieco więcej, co nie przeszkadza mi w tym, aby spróbować pomóc innym zacząć dobrze rok szkolny. W końcu, co może być lepsze od rad osoby, która raz nie zdała? Tak czy inaczej, nie będą to rzeczy odkrywcze, zapewne niektórzy z was będą o nich wiedzieć, a reszta po prostu o nich zapomniała. Patrząc jednak przez pryzmat własnych doświadczeń, są to naprawdę małe kroki, które wbrew pozorom mogą nas ustatkować na najbliższe półrocze, no i oczywiście ułatwić nam naukę do maksimum!

Repetytoria 
Pomóc naukowa, o której przypominają sobie nieliczni przed końcowymi egzaminami (I tylko ci, którym bardziej zależy). Niechybnie, jest to oczywiście błąd. Repetytoria przeważnie zawierają informacje ze wszystkich lat danego szczebla edukacji, w bardzo prostej, przystępnej formie, jak i za banalnie śmieszne pieniądze! Repetytorium z danego przedmiotu warto kupić już na samym początku, w pierwszej klasie. Zawierają one wszystkie potrzebne zagadnienia, mało tego, są podane w taki sposób, że podstawy (Czy też bardziej skomplikowane zagadnienia) można przyswoić bardzo szybko, nawet jeżeli ma się z nimi problemy. Co więcej, zwykłe 5 minut poświęcone na dany temat przed lekcją, może nam dać znaczną przewagę nad rówieśnikami, no i pozwoli nam jeszcze łatwiej przyswoić materiał.


Ustanowienie Priorytetów
Na pewno każdy z nas zna ten ból, kiedy te mniej ważne przedmioty zabierają nam zdecydowanie za dużo czasu który poświęcamy na naukę. Jeżeli nie zależy nam na nic nieznaczących literach na świadectwie, warto niekiedy dostać gorszą ocenę z takiego przedmiotu jak na przykład Religia czy też HiS, na rzecz obowiązkowych przedmiotów. Mam tu oczywiście na myśli Polski, J. Angielski, Matematyka, oraz wybrany przez nas przedmiot rozszerzony. Nie oszukujmy się, cała reszta nam się nie przyda, a tylko zmarnuję nasz cenny czas.

Jaki początek taki cały rok
W tym momencie lekko sobie zaprzeczę, natomiast nie ma lepszego sposobu na ustabilizowanie swojej sytuacji i zapewnieniu komfortu psychicznego, jak zdobycie dwóch dobrych ocen dobrej wagi na początku semestru. Nie wszyscy jesteśmy systematyczni, nie wszyscy lubimy uczyć się cały rok, no i nierzadko balansujemy na krawędzi. Oczywiście, nie warto. Warto natomiast poświęcić te pierwsze 2-3 tygodnie wyłącznie na nauce, ponieważ wierzcie mi lub nie, będzie to doskonałe zabezpieczenie jeżeli powinie nam się noga, i siłą rzeczy dostaniemy kilka ciężkich jedynek. Nawet jeżeli nie, jeszcze bardziej ułatwi nam to manewrowanie pomiędzy przedmiotami na których chcemy się skupić, a na których nie. Z kolei tym, którym mniej zależy, popuści nieco pasa i da więcej czasu na leniuchowanie :)

Prace Domowe i Wyciąganie Wniosków
Jedną ze zmor ucznia są oczywiście prace domowe. Trudno się dziwić, ponieważ to kolejne minuty, jak nie godziny, spędzone na wypełnianiu nierzadko zadań, które nie niosą za sobą żadnej konkretnej wiedzy. Istnieją natomiast zadania, które faktycznie poszerzają i utrwalają naszą wiedzę, i na nich jak najbardziej wypadałoby się skupić. Prostym przykładem może być chociażby Matematyka, nawet jeżeli robimy 6 przykładów tego samego typu, wyrabia i utrwala nam to pewne schematy, które w przyszłości będą nam się przydawać. Oczywiście, nie chodzi tu o to aby rozwiązywać zadania bez żadnych refleksji. Jeżeli będziemy analizować to co robimy, wyciągać wnioski, starać się zrozumieć podstawy i ogólny zamysł, na pewno mocno to zaowocuję a przy okazji rozwinie naszą percepcję, jeżeli tylko sobie na to pozwolimy.

Oczywiście, nie są to wszystkie "tipy", które wymieniłem, natomiast w mojej opinii wydają się one najbardziej pomocne i przydatne. Nie ukrywam, tak naprawdę sam się do nich nie stosowałem, a ile to razy każdy z nas mówił "W następnym roku będę się uczył/a, będę systematyczny/a i robił/a wszystkie zadania domowe!". Niemniej jednak, jak już wspominałem, patrząc przez pryzmat własnych doświadczeń, gdybym chociaż trochę dostosował się do tego typu porad, wiele etapów mojej edukacji byłoby znaczniej spokojniejszych. Na końcowy wynik nie narzekam, natomiast warto sobie czasami ułatwić nieco życie, prawda? :)

Dla tych, co dalej są zainteresowani, polecam poszukać szybkich metod uczenia się, one również się przydają. Oczywiście z przyjemnością usłyszę o tym jak podobał wam się post, i czy rady okażą się przydatne w nadchodzącym roku szkolnym :)

8/11/2016

Ludzie, którzy zawsze pamiętają /Karolina



Przez nasze życie przewija się pełno ludzi. Mieliśmy już pełno przyjaciół "na zawsze", 4 mężów i znajomych, którym już nawet nie mówi się "hej" na ulicy. 
Rówieśnicy, starsi, młodsi, bliscy...jedni są na chwilę w naszym zyciu, z innymi łączą nas tylko więzy krwi, o kolejnych zapominamy gdy zaczynamy nowy etap w życiu albo oni zapominają o nas. 

Ale są ludzie, którzy zawsze pamiętają. Pamiętają o tym ile łyżeczek cukru wsypujesz do herbaty, że kawa to tylko taka do połowy z mlekiem, wiedzą kiedy masz "te dni" i lepiej uważać, pamiętają o każdym ważnym spotkaniu,  o tym, że nie cierpisz zielonego, krwi i pająków. Wiedzą jak poprawić humor. Wiedzą, że twoje ulubiony lody to te śmietankowo-waniliowe, a za karmelem nie przepadasz. Pamiętają i wiedza o tych wszystkich pierdołach.

Doceń tych ludzi. Chłopaka, przyjaciółkę, mamę/tatę, tę osobę. Bo pewnego dnia z różnych powodów może jej zabraknąć, związki się rozpadają, przyjaźnie kończą. Małostkowe rzeczy o których wiedziała tamta osoba, będziesz musiała tłumaczyć nowej osobie. Nie nosisz tej bluzki bo jest zielona, a nienawidzisz zielonego, nie chcesz tej kawy bo jest zdecydowanie za mało mleczna i w dodatku karmelowa. I mimowolnie pomyślisz "on/ona pamiętał/a" i to będzie dobijające.



8/09/2016

Pokémon'owe Szaleństwo /Mikołaj


Kto z nas nie marzył o zostaniu Trenerem Pokémon? Podróżowanie po świecie, kolekcjonowanie zwierzaków i wspólna walka z nimi. Cóż, kiedyś jedyne Pokémony jakie mogliśmy złapać, to były te na naszej-klasie. Dzięki cudom współczesnej techniki, wiele ludzi może spełnić marzenia z dzieciństwa, a przy okazji ruszyć dupe sprzed komputera. Przywitajmy wszystkim znane i lubiane Pokémon Go

Tak naprawdę, nic odkrywczego w tym poście się nie znajdzie. O tej aplikacji musiał słyszeć już chyba każdy, ponieważ od miesiąca świat oszalał a ludzie z telefonami w rękach przemierzają świat w poszukiwaniu Pokémonów. Oczywiście, jeżeli spojrzy się na to trzeźwym okiem, cała rozgrywka wydaję się dosyć prosta, a nawet wręcz prymitywna z punktu widzenia technologicznego. Jest to natomiast pewien krok w rozwoju, bo tylko możemy sobie wyobrażać jak ta gra może się rozwinąć z czasem, i jakie ulepszenia mogą zostać wprowadzone.

Tak czy inaczej - szaleństwo trwa. Pomimo, że gra ma tylko miesiąc, znalazły się już przypadki, które albo stawały się ofiarami wypadków, bądź też ofiarami własnego uzależniania. Czy to cokolwiek zmienia? No nie, debile zawsze znajdą się w każdej dziedzinie. Aspekt socjalny tej gry, to chyba największy możliwy atut. Fajnie jest przechodząc się po okolicy widzieć ludzi, którzy robią to samo co Ty. Jeżeli natomiast ma się z kim chodzić na wyprawy, wtedy gra nabiera jeszcze większego uroku. Sam osobiście ubolewam nad tym, że Pokémony na moim telefonie niestety nie są osiągalne, natomiast rozważam zakup nowego, więc możliwe że również mi uda się połapać trochę potworków ze znajomym. Póki co, pozostaje mi chodzić z Karoliną i korzystać wspólnie z jej telefonu, haha

A jakie są wasze odczucia odnośnie jednej z największych manii ostatnich lat?


8/07/2016

"7 rzeczy których nie wiecie o facetach" - Film /K&M



Wczoraj będąc razem postanowiliśmy obejrzeć jakiś film, dawno nic nie oglądaliśmy. Padło na polski film "7 rzeczy których nie wiecie o facetach". Czy warty stracenia prawie 2 godzin?

Siedmiu mężczyzn poszukuje w świecie wielkiej miłości i odrobiny szczęścia. W świecie, w którym niełatwo być prawdziwym facetem i coraz trudniej zorientować się, czego od mężczyzn oczekują kobiety. Filip (Paweł Domagała), sympatyczny roztrzepaniec, właśnie traci pracę, gdy ledwie co poznana Zosia (Aleksandra Hamkało) oznajmia mu, że jest z nim w ciąży. Z kolei jego przyjacielowi Tomaszowi (Mikołaj Roznerski) zawsze wszystko się udaje – narzeczona (w roli Basi – Alicja Bachleda-Curuś) i własny dom już czekają. Gdyby tylko nie ta panika przed poważnym zobowiązaniem… Producent muzyczny i podrywacz Kordian (Maciej Zakościelny) nie planuje jeszcze życiowej stabilizacji – dla niego życie to szaleństwo i stan wiecznego upojenia. Ricky (Zbigniew Zamachowski) – gwiazdor wymagający niezwykle intensywnej opieki – tylko on potrafi wyprowadzić Kordiana z tego stanu. Podczas gdy opuszczony przez żonę kierowca autobusu Stefan (Leszek Lichota) wszelkimi sposobami stara się odzyskać Julię (Dominika Kluźniak), zrozpaczony Jarosław (Piotr Głowacki) cierpi w swojej samotności… (filmweb.pl)

Skojarzyło nam się to trochę z "Listami do M", ale w wersji letniej haha. No i tu zdecydowanie kluczową rolę odgrywają mężczyźni. Film jest naprawdę bardo fajny, luźny, ale również można się wzruszyć. Fajne jest też to, że obsada nie jest przewidywalna. Nie ma aktorów którzy są zawsze np. Karolak, Kożuchowska, Adamczyk, więc to też w pewnym sensie plus, że można zobaczyć nowych aktorów, lub po prostu takich którzy rzadko grają w filmach. 
Pewnie dla osób które wymagają wiele od filmów, nie będzie to nic powalającego, ale dla nas - jak mówiliśmy, była to fajna, luźna komedia. 

8/04/2016

Za co lubię second-handy? /Karolina



Second-hand, lumpeks... jak zwał tak zwał, ostatnio miałam pewne przemyślenia na temat tych sklepów. Nie jestem częstą ich klientką, bo na takie zakupy najlepiej wybrać się rano, a ja często zasypiałam/chodziłam do szkoły/pracuję. Ale jak już kupiłam coś fajnego, to zawsze cieszyłam się 10x razy bardziej w z tej rzeczy niż z takiej kupionej w sieciówce. Dlaczego?


NISKA CENA
Chyba najważniejszy dla mnie punkt. W lumpeksach można dorwać często masę rzeczy w cenach nawet o połowę niższych niż normalnie. Dla przykładu: spodnie z powyższego zdjęcia marki Lee, kupiłam za 30zł, kiedy normalnie są znacznie droższe. Takich okazji miałam naprawdę bardzo dużo, rzeczy marki River Island, H&M, Zara kupione za grosze.

MOŻLIWOŚĆ KOMBINOWANIA
Chcesz odnaleźć swój styl? Zobaczyć w czym najlepiej się czujesz, poeksperymentować z ciuchami? Nie ma nic lepszego niż sh. W końcu jak wyżej wspominałam, cena pozwala na duże pole do popisu. Możesz kupić dużo rzeczy i w razie gdyby to jednak nie było to, portfel będzie o wiele mniej bolał niż gdybyś kupiła to w sieciówce. 

ORYGINALNOŚĆ
Czyli to, ze prawdopodobnie mało osób, albo nikt nie będzie mial tej samej bluzki/spodni/sukienki co ty. Można tam też znaleźć wiele ubrań w stylu, który aktualne nie jest na topie, albo w stylu np. vintage. Zauważyłam, że własnie ubrania z sh najczęsciej przykuwają uwagę, bo są inne. 

Mam nadzieję, że te 3 przykłady będą przekonujące, albo wiele z was spojrzy przychylniejszym okiem na lumpeksy. Zresztą....takich osób jest coraz wiecej :)
Jeżeli nie macie czasu na zakupy stacjonarnie polecam second-hand Inspired, byłam tam już klientką dwa razy i polecam! Powyższe spodnie, który w sumie skłoniły mnie do napisania postu, kupiłam własnie w tym internetowym sh! :D

8/02/2016

Na tolerancję trzeba zasłużyć /Mikołaj



Dzisiaj kolejny gównoburzowy temat, chociaż, może niekoniecznie. Tak czy inaczej, kolejna porcja przemyśleń, ponieważ nic oryginalniejszego nie potrafię wymyślić. Właściwie to większość moich myśli składa się z przemyśleń, a skoro większość czasu spędzam w pracy, to pojawia się ich jeszcze więcej. A temat niejako związany jak i zainspirowany niczym innym, jak moimi ostatnimi doświadczeniami w niej.

Ogólnie rzecz biorąc, w większości postrzegam siebie jako osobę konserwatywną. Naturalnie, idę z duchem czasu, natomiast niektóre rzeczy według mnie powinny być niezmienne. Co za tym idzie, nie patrzę z uśmiechem na wszelakie mieszanki rasowe, kulturowe, czy też poglądy wymyślone przez osoby które mogłyby być zdiagnozowane jako chore psychiczne. Niemniej jednak, jeżeli któraś z tych rzeczy nie ingeruję w mój sposób bycia i przestrzeń osobistą, to toleruję to (Chyba że jest to rzecz z natury niezdrowa dla całego społeczeństwa, wspólnoty czy też mojego otoczenia).

No i właśnie, jak to jest z tą tolerancją, że na jedno potrafimy przyzwalać, a drugie potępiać? Odpowiedź nie jest taka trudna, jak i w zasadzie zawarta jest już w tytule tego posta. Bo to, kim jesteś z urodzenia bądź jakie masz preferencje, wcale nie musi definiować tego, jaką jesteś osobą.

Ostatnio firma w której pracuje przeżywa istny potop Ukraiński. Sam z zasady nie za bardzo lubię ten naród, wydaję mi się nijaki i społeczeństwo tak samo, poza tym pamiętam do czego dopuścili się w Wołyniu. W pewnym sensie jest to płytkie myślenie, ale myślę że każdy z nas do pewnych rzeczy zachowuję rezerwę, tak po prostu. Rozumiem z kolei, że dla nich Polska to rajska wyspa, a i wiele z nas ucieka z naszego kraju za chlebem. Pomimo bycia na cudzym lądzie, Ukraińcy nikomu nie wadzą, szanują naszą kulturę, jak i z sympatią odnoszą się do innych. I pomimo tego, że nie przepadam za obcymi, jak i chciałbym żeby było ich jak najmniej, to znajdą się osoby, które na tą tolerancje zasługują.

I jaki z tego wniosek? Ludzie nazywają siebie na przemian  nietolerancyjnymi, bądź przesadnie otwartymi na wszystko. Pierwsze często może być zwykłą zaściankowością, drugie natomiast głupotą. Ślepe akceptowanie wszystkiego nie jest metodą, tak samo jak negowanie. Różni ludzie twierdzą, że są nietolerowani, i faktycznie nieraz jest to nietolerancja nieuzasadniona. Mimo wszystko, jeżeli dana osoba będzie prezentowała sobą pozytywne wartości, prędzej czy później tą akceptacje dostanie, jeżeli tylko pokaże innym, że warto.

7/31/2016

Chillout /K&M

Pisaliśmy już wam wcześniej, że odkąd pracujemy weekendy są naszymi zbawiennymi dniami, bo wtedy tak naprawdę mamy dla siebie czas. Staramy się wtedy jak najlepiej wykorzystać chwile spędzone razem. Wczoraj upiekliśmy pizzę (bo najlepsza własna!) a następnie wybraliśmy się na dłuuugi spacer. Nie trzeba daleko jechać, żeby móc nacieszyć się pięknymi widokami. Byliśmy świadkami przepięknego zachodu słońca, w dodatku w końcu był ciepły wieczór co rzadko się zdarza w te wakacje. Niektórzy twierdzą, że związkom z wysokim stażem brakuje już romantyczności, że wygasa. Nic bardziej mylnego! Nadal jesteśmy kochani i słodcy haha. 




Zdradzimy wam, że szykuje się nam kolejny wyjazd i nabiera on coraz bardziej realnych kształtów!




7/28/2016

DIY - toaletka /Karolina

Która dziewczyna nie marzy o toaletce w swoim pokoju? Swoim małym kąciku pielęgnacji i makijażu. Po przeprowadzce z mojego małego pokoju do znacznie większego, gdzie spokojnie mogę sobie pozwolić na wiecej mebli bez ryzyka zmiażdzenia sama zapragnęłam sobie kupić swoją własną toaletkę. Po pierwszej wypłacie. Szczęśliwa już zawczasu zaczęłam szukać upragnionej zdobyczy, ale mina niestety szybko mi zrzędła...mianowicie cena. Za dobrą, piękna toaletkę musiałaym zapłacić połowę swojej pensji, odechciało mi się. Możecie powiedzieć, ze zawsze są rodzice...ale próbuję zrobić się bardziej niezależna i na większe rzeczy zapracować sobie sama. 

Postanowiłam, że zrobie sama swoja własną toaletkę. Pomysł ten odgapiłam trochę od mojej koleżanki, która sama też zamiast kupić sobie - zrobiła. 
Wykonanie swojej toaletki jest banalne. Co potrzeba?

-stolik (wielkość zależy od ilości kosmetyków)
- lustro
- pudełka/koszyczki 
-krzesło 

Lustro wystarczy przybić do ściany, przystawić do tej ściany stolik, położyc na stoliku pudelka, a do pudełek kosmetyki. Cała filozofia. Oto jak się prezentuje efekt końcowy: 






Może nie jest to zbyt wielka toaletka, nie miałam większego stolika. Ale mi w zupełności wystarcza, nie korzystam z wielu kosmetyków :D I wiecie ile wydałam na to? ZERO ZŁOTYCH. Przy tym mam toaletkę, której nie ma nikt.  Morzna? morzna.

7/26/2016

Dorosłość i brak czasu /Mikołaj


Są to chyba pierwsze moje wakacje, które de facto wakacjami nie są. Główną część czasu pożera praca, że ledwo zostaję go na weekendy. To chyba jeden z tych momentów, kiedy powoli wkracza się w dorosłość, pokazując nam czym ona jest, i jednocześnie dając nam do zrozumienia, że wcale nie chcemy i nie chcieliśmy dorastać.

W takich sytuacjach od razu przypominają się godziny spędzone w szkolnych ścianach, dochodząc do wniosku że wcale nie było tak źle. Że użeranie się z nauczycielami czy znajomymi z klasy nie było najgorsze, i że koledzy z pracy i przełożeni mogą sprawiać znacznie więcej problemów. Paradoksalnie, wydaję mi się, że większość z nas po zasmakowaniu ciężkiej pracy zaczyna rozumieć, jak bardzo chcę się uczyć. Okres, w którym po prostu chcemy sobie "dorobić", ma to do siebie, że w większości przypadków możemy podjąć się prac, które nie do końca kojarzą nam się z przyjemnymi, takie uroki braku wykształcenia (Chyba że mamy znajomości, wtedy nie ma czym się martwić). Wtedy uświadamiamy sobie, że praca w kawiarni czy jako pomoc kuchenna nie jest tym, co chcielibyśmy robić przez resztę życia.

Pomimo że praca ma również swoje plusy, w pewnym sensie cieszę się, że czeka mnie jeszcze dalsza edukacja. Z tych wakacji wiele nie skorzystam, natomiast myślę, że mimo wszystko będę je dobrze wspominał. Cieszę się, że nie zostałem rzucony na głęboką wodę i że jeszcze będzie się trochę działo w moim życiu, a za rok po prostu znajdę sobie coś na pół etatu. Czasami szkoda, że o pewnych rzeczach/wartościach jesteśmy uświadamiani po czasie, ale i z tego można się cieszyć i pozyskiwać doświadczenie. Pozwala mi to bardziej doceniać sytuację w jakiej się znajduje, pomimo że wiele rzeczy w moim życiu wciąż nie jest kolorowych. A skoro o tym mowa, tego lata na pewno wyniosę jedną, konkretną naukę - Jeżeli moje dziecko nie będzie chciało się uczyć i nie będzie miało żadnych pasji, po prostu wyślę je do roboty.

7/24/2016

Czy idziemy na studia? /K&M



W końcu rozwiewamy wasze wątpliwości na temat tego gdzie idziemy na studia! Było to zdecydowanie najczęstsze pytanie w ciągu ostatnich 2 tygodni. Nie przedłużając - zapraszamy!

Karolina: Od samego początku chciałam iść na studia zaoczne, i mój końcowy wybór również na nie padł. Co prawda, były momenty, kiedy bardzo chciałam iść na studia dzienne. Do mojego upatrzonego kierunku, którym były międzynarodowe stosunki gospodarcze, zabrakło mi 1 (!) punkt. Możecie tylko sobie wyobrażać, jak rozgoryczona byłam. Dostałam się z kolei na gospodarkę wodną, niestety zaraz po tym wydarzeniu zdałam sobie sprawę, jak bardzo ten kierunek nie jest dla mnie. Dowiedziałam się, że konieczne będą wyprawy na morze, przeważnie na miesiąc albo i nawet dłużej. A ja przecież  nie lubię ani statków, ani tak długiego odcinania się od cywilizacji! Najprawdopodobniej zatem zostanę zaoczną studentką prawa w biznesie, i będę starała się godzić prace, naukę, znajomości i bloga. Może nawet kiedyś napiszę o tym post :)
Tak czy inaczej, zamierzam podejść do matury jeszcze za rok i wtedy ewentualnie zmienić studia. 

Mikołaj: Prawdę mówiąc, z początku mój wybór był dosyć niejasny. Pomysłów było wiele, tak jak i niepewności odnośnie tego, gdzie się dostanę a co nie. Jeszcze na początku szkoły średniej kierunkiem, jaki chciałem obrać, była psychologia. Szybko zostałem wyedukowany, że po tym kierunku mogłyby być problemy na rynku pracy. Nie wiem czy tylko u nas w Polsce tak jest, natomiast szkoda że często tak naprawdę nie mamy możliwości podążać za tym co nas fascynuję, chyba że postanowimy sporo zaryzykować. Potem myślałem o socjologii, która również nie daje dużego pola do popisu, mimo że kierunek ciekawy.

Czas mijał, a ja postanowiłem że będę myślał o studiach po maturze. Z racji że angielski poszedł mi całkiem dobrze, myślałem o filologi angielskiej. Paradoksalnie, jak się okazuję, żeby się tam dostać musiałbym dobrze napisać również pozostałe przedmioty. Niechybnie, logiki w tym brakuję, chociaż faktycznie ten system czasami pomaga dostać się na studia osobom, którym niekoniecznie poszedł dobrze przedmiot związany z nimi, za to inne napisały świetnie. W moim przypadku jest podobnie. Gdyby nie dobrze napisany angielski rozszerzony, nie dostałbym się na kierunek który nazywa się informatyka i ekonometria. Były jeszcze rozmyślenia odnośnie administracji, zrządzania, finansów i innych podobnych studiów. Wybór jednak padł na kierunek techniczny, po którym z relacji bardziej doświadczonego rodzeństwa, łatwiej o prace. Z racji że z komputerami mam wiele wspólnego, z uśmiechem spoglądam na to, co może mnie czekać na ostatnim szczeblu edukacji.

***

A wy? Jakie macie plany po ukończeniu szkoły średniej?

7/21/2016

Postcards - czyli moja mała obsesja /Karolina


Myślę, że każdy, a przynajmniej większość z nas (a zwłaszcza kobiet!) lubi coś chomikować, zbierać, kolekcjonować. Niektórzy z każdej podróży przynoszą kubek z nazwą miejsca, które odwiedzili, inni kupują coś charakterystycznego dla danego miejsca, jeszcze inni kolekcjonują płyty, filmy, ksiązki ulubionego autora...a ja zbieram pocztówki! Nie można mnie nazwać jakimś nałogowym postcarderem (istnieje takie słowo?) bo nie istnieję na tego typu specjalnych stronach. Ale z każdego miasta w którym byłam przynoszę pocztówkę, nawet jak byłam tam dwa razy i bez pocztówki nie wrócę na pewno haha. Lubię również wymieniać się pocztówkami, ale jak mówiłam - bez pośrednictwa żadnych stron internetowych. 
Czemu o tym piszę? Bo to fajny, luźny temat na notkę, bo możecie się dowiedzieć czegoś o mnie, bo nie mam siły myśleć o czymś poważniejszym. 
Piszę o tym również dlatego, bo pomyślałam, że może ktoś chciałby się wymienić ze mną pocztówkami z obojętnie jakiego miasta - przyjmę wszystkie! A ja w zamian wyślę coś z Trójmiasta :D Dobry deal, no nie? 

7/19/2016

Cudzy blog to nie tablica ogłoszeń /Mikołaj



Fajny post, zapraszam na mojego bloga

To fajnie :D mój blog: mamwdupietwojpostwbijacdomnie.blogspot.com

Przeczytałem/am tylko końcówkę wpisu żeby wiedzieć co napisać

Przeczytałem/am komentarze wyżej żeby wyglądało że zaznajomiłem/am się ze wpisem

Nic nie przeczytałem/am, po prostu napiszę że się zgadzam i dam link do bloga

Już kiedyś Karolina pisała na ten temat, natomiast rosnąca we mnie frustracja nie pozwala mi zostawić tego bez dorzucenia swoich pięciu groszy. Każdy to znał, zna lub będzie znał. Tak samo wiem, że ten post ani trochę temu nie zaradzi, aczkolwiek napisanie o tym pozwoli mi poczuć się wewnętrznie lepiej.

Realia Blogspota, jak i wielu innych portali są nieubłagane. Żeby dać innym znać o swoim istnieniu, komentujemy, staramy się żeby nas zauważono, reklamujemy się. To normalne. Gdyby miało się czytać każdy post i pisać zwięzłe komentarze, byłoby to po prostu mało wydajne. Rozumiem to. Każdy z nas musi, musiał się na początku jakoś wybić. Natomiast wszyscy chcemy, aby poświęcano nam czas i z zainteresowaniem przyjmowało się to, co mamy do powiedzenia, prawda?  Niestety, zapominamy o tym, przez co tak naprawdę wszystko dookoła nas traci na wartości, bo przecież nikt nikogo nie czyta, tylko komentuje licząc na "rewanżyk".

Widzicie, ja osobiście, przyznaję się. Rzadko komentuję, rzadko czytam. Raz że nie do końca mam na to czas, a dwa że większą przyjemność daje mi pisanie dla tych, którzy faktycznie chcą czytać to, co chce przekazać. Jeżeli natomiast coś rzeczywiście mi się spodoba, staram się jak najlepiej dać do zrozumienia że poświęciłem swój czas i że był on dobrze spożytkowany. Nie robię tego dla wyświetleń, obserwacji czy też dla komentarzy, sam innym tego nie zapewniam, dlatego też od innych tego nie oczekuję. Dużo większą radość natomiast sprawia mi jeden naprawdę treściwy komentarz od serca, z przemyśleniami, niż 20 bez żadnego polotu. Co za tym idzie, 20 komentarzy wolałbym nie widzieć wcale, niż wiedzieć że ktoś po prostu miał mnie w dupie i dał komentarz żeby inni mogli go odwiedzić. Jeżeli ktoś miałby się mną zainteresować, to chciałbym żeby było to z jego własnej woli i z racji treści których dostarczam, nie dlatego że raczyłem skomentować jego własną.

Dlatego jeżeli dotrwałeś/aś aż tutaj, jeżeli coś Cię nie interesuję, nie okłamuj wszystkich dookoła że jest inaczej, przynajmniej nie tutaj. Może inni mają inne do tego podejście, ale nie ja, jak i również nie Karolina.

Tym samym dziękuję wszystkim tym, którzy piszą nierzadko również bardzo fajne komentarze, przychodzą tutaj z powodu własnego zainteresowania a nie potrzeby powymieniania się pustymi komentarzami. Możecie być pewni, że nieważne jak mało by was było, swoją obecnością i aktywnością sprawiacie mi, jak i również Karolinie ogromną przyjemność.

7/17/2016

Sopot /K&M

Kolejny weekend spędzony na nacieszeniu się sobą. Nie widzieliśmy się tydzień, dla par na odległość to pewnie i tak mały odstęp czasu, jednak my nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Staramy się pogodzić pracę ze spotkaniami, ale o tym będzie osobny post. 

W ten weekend wybraliśmy się do Sopotu głównie zanieść papiery na studnia (za tydzień już powinniście się dowiedzieć gdzie idziemy!) ale przy okazji wybraliśmy się na Monciak i molo, na którym obydwoje dawno nie byliśmy. Przeszliśmy się i nacieszyliśmy widokami, obydwoje stwierdziliśmy, że morze działa baardzo uspokajająco. Fajnie było posiedzieć razem na ławce, mieć przed sobą tylko wodę i spędzić czas wśród szumu fal. 

Nie spędziliśmy tak jednak zbyt dużo czasu, bo musieliśmy zabrać się za organizację grilla u Karoliny (własciwie ona się za zabrała). Wieczór spędziliśmy więc w towarzystwie, na rozmowach, muzyce, piciu i jedzeniu. Siedzieliśmy tak do 2 nad ranem i na pewno w tym samym składzie powtórzymy jeszcze to spotkanie! 

A jutro szara rzeczywistość i praca....ale byle do piątku! A właściwie do soboty...
na koniec zostawiamy was z dawką zdjęć z Sopotu...niestety nie mieliśmy aparatu i zdjęcia są robione telefonem.









7/14/2016

Pamiętaj o sobie /Karolina


Znacie to uczucie, kiedy dbacie o każdy szczegół, pielęgnujecie każdą znajomość, dopinacie wszystko na ostatni guzik, jesteście na każde zawołanie? Dajecie z siebie 100%?Kiedy jesteście w stanie rzucić wszystko dla kogoś, a siebie zostawić na ostatnim miejscu?

Ja znam. Znałam. Moim motto życiowe powinno chyba brzmieć "Wszystko dla wszystkich, a dla siebie nic". Na szczęście zostałam pięknie i dobitnie uświadomiona, że trzeba czasami być egoistą i myśleć o sobie i swoich potrzebach. Zaraz mnie zlinczujecie, że jak to, że trzeba być ciagle dobrym, że bezinteresowna pomoc jest piękna. Owszem, nie zaprzeczam. Ale żeby przy tym nie zwariować. Nie być wiecznie dostępnym dla każdego, bo przypomnij sobie, czy kiedy TY jesteś w potrzebie czy tłumy gonią i biją do okna żeby ci pomóc. Sprawdź czy jeżeli Ty odpuścisz czy ktokolwiek będzie o Ciebie walczył. Prawda niestety może okazać się smutna, czego oczywiście nikomu nie życzę. Po prostu staram się uzmysłowić, żebyśmy czasem dali spokój i pozwolili się wykazać a sami zadbali o siebie, swoje potrzeby, znali swoją wartość. 

Ja postanowiłam zadbać o siebie i wycofuję się. Od ciągłego myślenia, dawania z siebie 200% żeby wszystko wszędzie grało, starania się. Jestem dla tych, co chcą być dla mnie. Mam nadzieję, że z moją nową mantrą dam radę i przestanę być osobą, którą opisuję w pierwszym akapicie. 

7/12/2016

Liceum - Dzienne czy Zaoczne? /Mikołaj


Dla większości z nas wybór liceum jest wyborem dosyć oczywistym, zdecydowana większość kieruje się ku dziennemu liceum. Ja, jako iż życie poprowadziło mnie przez oba te typy, a obecnie jestem już szczęśliwym absolwentem liceum zaocznego ze zdaną maturą, chciałbym podzielić się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami. Przybliżę wam mniej więcej jak wygląda szkoła zaoczna, bo jak wygląda dzienna wszyscy dobrze wiemy. Możliwe, że wyjdzie z tego dosyć długi post, natomiast jest on jak najbardziej od serca, zatem zapraszam do czytania.

Jak to się zaczęło? 
Dosyć prosto, chociaż nie jest to historia którą wspominam z uśmiechem. Będąc w drugiej liceum powinęła mi się noga na wielu płaszczyznach i nie udało mi się przejść do następnej klasy. Na taki a nie inny obrót spraw miało wpływ wiele zmiennych. Główną przyczyną była biologia rozszerzona, która została mi wciśnięta na siłę najpierw przez nauczycielkę z tego przedmiotu, a potem przez wychowawczynię. Sam natomiast wolałem iść na historie, której rozszerzenie miałem również do wyboru, jak i chyba lepiej się w niej odnajdywałem. Po namowach wybór padł na biologie, przecież czemu nie, jesteś nawet bystry, na pewno sobie poradzisz - zapewniały nauczycielka i wychowawczyni. Cóż, jak przyszło co do czego, nikt ręki nie podał. Jedyną pomoc otrzymałem od mojej ukochanej kobiety, która robiła mi notatki ułatwiające naukę. Tak czy inaczej, ucząc się na biologię, poświęcałem przez to czas na matematykę, którą koniec końców oczywiście również oblałem. Z samych lekcji biologii nie wynosiłem nic poza stresem i byciem tyrany co lekcje (Aczkolwiek nie byłem jedyny).
Sam również nie byłem bez winy. Patrząc w przeszłość, gdybym trochę inaczej wszystko rozegrał, miałbym przynajmniej zagwarantowaną, zdaną matematykę. Nauczyciel z tego przedmiotu był najlepszym nauczycielem jakiegokolwiek spotkałem w swojej historii, i myślę że tak już zostanie. Niestety, sytuacja z biologią tylko pogarszała mój stan, stopniowo coraz bardziej zniechęcając mnie do czegokolwiek. Uciekałem z zajęć, nie przychodziłem do szkoły, były również inne powody, ale nie mogło zabraknąć wśród nich samej biologii, gdzie nauczycielki jedynym remedium na moje problemy było jebanie mnie jak tylko można. Zapewne musiała bardzo wierzyć, że wstawienie mi szóstej jedynki za nieodpowiedzenie na jej pytanie, pomoże mi zmotywować się do dalszej nauki i zaliczyć semestr. Nic tylko dać nobla z pedagogiki.

Sierpień 2014 nadszedł szybko, pomimo nauki której było za mało, i osobiście się do tego przyznaję, przejście do następnej klasy mogłem lizać przez szybkę. Byłem świadom swojego postępowania, jak i byłem gotowy przyjąć wszelkie konsekwencje z pokorą, wyrażając tym samym chęć poprawy i chęć na dalszą naukę w tej samej szkole. Pomimo że nigdy nie sprawiałem problemów (Po prostu często opuszczałem zajęcia), dyrekcja bez żalu wyjebała mnie ze szkoły, od tak, jak psa. Wspaniałe podejście do ucznia, nie ma co. Trudno się dziwić, skoro zamiast człowieka, widzą oni chodzące statystyki. W końcu, skoro nie zdałem w drugiej klasie, jak mógłbym zdać maturę? Po serii życiowych porażek i stresów, stwierdziłem że nie chce już chodzić do szkoły dziennej. Zdecydowałem, że chce iść do szkoły zaocznej, mieć dużo wolnego czasu dla siebie i uczyć się samemu.

I co dalej?
Cóż, może wydać się to zabawne, natomiast w pierwszej kolejności bardzo zaskoczył mnie poziom wyposażenia jakie ta szkoła zaoczna posiada. Może nawet w pewnym sensie zasmucił, bo był na bardzo wysokim poziomie, co z jednej strony naturalnie jest dobre, z drugiej niekoniecznie. Myślałem wtedy zawsze o tych wszystkich szkołach dziennych z chujowym wyposażeniem i jakoś tak sądzę, że nie tak powinno to wyglądać. No ale cóż, sam początek a tu już 1:0 dla zaocznej

A co z nauką? 
Zupełny brak setek bzdurnych przedmiotów które miały wyłącznie na celu marnowanie czasu ucznia. Tylko Polski, Angielski, Matematyka, Geografia (W trzeciej klasie) no i gdzieś tam w tym wszystkim jeden przedmiot dodatkowy (WoS a potem Przedsiębiorczość). Nauczyciele byli bardzo w porządku, nie męczyli, często nawet pozwalali przejść wyżej tym najgorszym, wiedząc że zależy im tylko na wykształceniu średnim. Byłem jedyny który zdaję maturę w swojej klasie, więc kładli na mnie trochę większy nacisk w ostatnim semestrze, co koniec końców myślę że było dla mnie dobre, zwłaszcza w kwestii matematyki.
Tak czy inaczej, nauki w szkole zaocznej jest mało. Brak prac domowych czy potrzeby uczenia się ze zjazdu na zjazd. Pomimo tego, ucząc się do egzaminów (Które są dwa razy w roku szkolnym), można spokojnie zaczerpnąć wiedzy przydatnej do zdania matury. Warto również wspomnieć, że nauczyciele przyjaźnie się do każdego odnosili. Nawet Ci najmłodsi byli Per Pan, Per Pani, a na domiar tego byli traktowani faktycznie bardziej jak człowiek, niżeli zwykły uczeń.

Jeżeli chodzi o same przygotowania do matury, powiem tyle - spokojnie. Nie wyniesiemy stąd wiedzy aby zdać wszystko na 100%, natomiast w mojej opinii, szkoła zaoczna da dużo lepsze podstawy do zrozumienia danych zagadnień, niż dzienna. Materiały które otrzymujemy to fundamenty, na których w zależności od naszego wkładu możemy wybudować coś naprawdę fajnego. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że chłonąc podstawy matematyki krok po kroku, w trochę wolniejszym tempie, naprawdę mogłem ją zrozumieć i samemu próbować radzić sobie z trudniejszymi zadaniami. W szkole dziennej było to dla mnie niemal niemożliwe, ponieważ często już na drugiej lekcji zaczynały się przykłady, za które na maturze byłyby za 3 punkty.

Znajomości
Tutaj przechodzimy do chyba największego problemu, z jakim ja osobiście borykałem się w szkole zaocznej. W te miejsca uczęszczają w większości ludzie starsi. Pomimo że mogą to być bardzo mili ludzie, różnica pokoleń robi swoje, a ja w dodatku nie najlepiej radze sobie w zawieraniu nowych znajomości. Miałem również kilka osób w wieku zbliżonym do mnie, niestety byli to ludzie słuchający Gangu Albanii a ulubionymi tematami były mecze, imprezy czy jakieś super fantastyczne opowieści, co temu Maćkowy się przytrafiło gdy jechał samochodem. Z tego powodu, nierzadko w pewien sposób doskwierała mi samotność i tęsknota za znajomymi ze szkoły dziennej. Tutaj nie mogłem zawrzeć żadnej lepszej znajomości, ani pogadać na jakiś bardziej sensowny temat. Byłem po prostu jak biały pośród stada czarnych. Oczywiście, nie jest powiedziane że tak jest zawsze, inni mogą mieć więcej szczęścia.

Czas Wolny
Przechodzimy do ostatniego, jak i najlepszego punktu w tym całym zestawieniu. Czasu wolnego jest masa, jeżeli ktoś chodził do dziennej, taki obrót spraw otwiera przed nim multum możliwości. Można poznawać nowe rzeczy, poświęcić się swoim pasjom, czytać, edukować się w dowolnym kierunku, bądź też po prostu popracować trochę. Przyznaję się szczerze, ja za to ostatnie się nie zabrałem i żałuję trochę, taka leniwa psia końcówa ze mnie. Niemniej jednak, pomimo że nie wykorzystywałem tego czasu w 100%, pozwolił mi on na rozwój w wielu osobistych kierunkach i wiem, że w trybie dziennym byłoby to dla mnie po prostu niemożliwe.

Podsumowanie
Liceum zaoczne to idealny wybór dla wielu ludzi. Dla tych którzy mają pomysł na siebie, lubią się uczyć w swoim zakresie, których tryb dzienny nie przekonuję i wiedzą że spożytkują ten czas lepiej. Ja tak właśnie zrobiłem, spożytkowałem go na swoją korzyść nic przy tym nie tracąc. Jedynym moim problemem była samotność i wyróżnianie się na tle znajomych, natomiast jeżeli ktoś nic sobie z tego nie robi, tym bardziej może spróbować swoich sił w takiej szkole.
Czy mając wybór poszedłbym do liceum zaocznego raz jeszcze? Pomimo wszystko, myślę że nie. Jakkolwiek to brzmi, zawsze brakowało mi chwil spędzonych ze znajomymi w szkole, nawet jeżeli nawet wtedy miałem chujową klasę. Pomimo że na samym początku jakoś tym się tym nie przejmowałem, z czasem doskwierał mi brak stałego kontaktu z przyjaznymi twarzami z którymi mogłem porozmawiać. Pomimo pewnych nieprzyjemności które zapewnia szkoła dzienna, miała coś co z perspektywy czasu sprawia że chciałbym tam wrócić, i myślę że są to właśnie znajomi. Jeszcze odnośnie wyboru, gdybym miał wybierać jeszcze raz, zamiast liceum wybrałbym technikum

Koniec końców, nie żałuję niczego. Maturę zdaną o własnych siłach uważam za swój ogromny osobisty sukces, zwłaszcza że może ona konkurować z maturami osób które ukończyły licea dzienne. Obecnie aplikuję na studia (Tak, dzienne), licząc, że się dostanę na upragniony kierunek. Na pewno mam zamiar dalej się edukować, no i kto wie, może tym razem uda mi się zdobyć nieco więcej znajomych.
----------------------------------
Gorąco pozdrawiam moją ukochaną Karolinę która była ze mną przez te wszystkie lata, wierzyła we mnie i wspierała w trudnych chwilach. Dziękuję kochanie

Pozdrawiam również szerokim chujem Liceum Ogólnokształcące Nr 1 w Pruszczu Gdańskim za wyrzucenie mnie na bruk

Pozdrawiam tym samym (Plus moimi 88% z rozszerzonego angielskiego) moją nauczycielkę od tego właśnie przedmiotu i z tej samej szkoły, twierdzącą że z moim podejściem nie zdam matury 

Dziękuję wszystkim za uwagę

7/09/2016

Początek /K&M



 Każdy pamięta pierwsze etapy swojego związku i to co działo się przed nim. Motyle w brzuchu, euforia na widok każdej nowej wiadomości, depresja życiowa gdy on (będziemy wyrażać się w jednej osobie, padł rodzaj męski, bo wiecej tu kobiet) nie pisze przez....5 godzin. 
Potem pierwsze randki i to magiczne "Chcesz ze mną chodzić?".

U nas było trochę inaczej, ale oczywiście nasza historia pokrywa się też z dziesiątkami innych. Nie wyczailiśmy się przez facebooka, chodziliśmy ze sobą do gimnazjum, Mikołaj wyczaił Karolinę i napisał do niej po północy w 13-sty dzień miesiąca, kiedy ona była załamana bo w ten dzień miała pierwszy raz założyć na stałe okulary. Gdy napisał, Karolina pomyslała, ze to kolejny idiota, który nie ma co robić w nocy. Romantycznie, nie? 
Jednak rozmowa jakoś się kleiła, tajemniczy rozmowca intrygował Karolinę coraz bardziej, ale nawet gdy spojrzała na zdjecie klasowe jego klasy nie kojarzyła goście zupełnie. Potem przez tydzień mówiła zupełnie innemu chłopakowi "cześć" na szkolnym korytarzu. 

I tak jakoś się to zaczęło, pisaliśmy codziennie przez parę godzin na wymarłym juz gadu gadu(ale nadal z niego korzystamy). Poznawaliśmy się głównie przez rozmowy internetowe, podczas samej znajomości spotkaliśmy się zaledwie 5 razy. Znamy się od 13 sierpnia 2011, a jesteśmy razem od 20 sierpnia 2012. Dopiero po roku nastał ten magiczny moment, kiedy byliśmy już parą. Dosyć długi okres czasu, zważywszy na to ile pisaliśmy. Niestety, dla jednego z nas, drugie nie od razu się zakochało, możecie zgadywać kto był pokrzywdzony. 
Aż w końcu nastał ten dzień. Spacer, długi spacer, burza w międzyczasie, deszcz, potem słońce, trafiliśmy do sadu z różowymi jabłkami, wyglądało jak z bajki. Zgubiliśmy się, usiedliśmy zeby pomyśleć co dalej. W końcu usłyszane przez jedno z nas 2 magiczne słowa i odpowiedz "ja ciebie też". Od tego wszystko się zaczęło. Cieszymy się, że nie padło wyrażenie "chcesz być moją dziewczyną/chłopakiem?" tylko wyszło to samo z siebie. Cieszymy się, ze musieliśmy rok dojrzeć do miłości, bo zdązyliśmy zostać już przyjaciółmi i mamy 2w1. 

I oto koniec historii samego początku, nie jest zbyt oryginalna, mieliśmy poczatki takie jak zapewne 3/4 par. Ale gdybyście byli 20 sierpnia 2012 koło nas, w tym sadzie, który wygladał jak z bajki i gdzie jabłka były różowe, poczulibyście magię tego dnia. Chcieliśmy chodzić co roku do tego sadu, ale niestety rok później był juz spalony i zaschniety. 

7/07/2016

Kobieta pracująca/Karolina

 

Takie ostatnio modne te hasztagi #kobietapracujaca że i ja się nią stałam od niecałego tygodnia. Jestem taka niezależna, no nie?

Stwierdziłam, że nie ma co sie lenić w te najdłuższe wakacje życia i może warto sobie na coś uzbierać. Zgłosiłam w sumie na początku cv tylko do ksiegarni w mojej miejscowości i....challenge accepted! Dostałam tę pracę. I tak oto pracuję sobie w ksiegarni, która jest połozona jakies 10 minut pieszo od mojego domu, to taka duża odległość, ze aż jezdze samochodem. 

Ogólnie praca do najtrudniejszych nie należy, ale wcale też nie jest taka łatwa jak można myśleć. Jest dużo papierkowych spraw, czasami jeszcze nie ogarniam systemy, przeklętych faktur i momentami mam ochotę po prostu wyjść i powiedzieć, że przecież nie da się tego ogarnąć. Ale da, wszystko się przecież da. Dlatego podpisałam umowę na najbliższe 3 miesiące, a co dalej - zobaczymy, to już zalezy od tego na jakie studia się dostanę i czy pójdę studiować zaocznie czy dziennie. Ale post o maturze - wynikach i studiach w swoim czasie. 
Wiecie co jest najlepsze w mojej pracy? Że mam styczność z książkami. Dla takiego książkoholika jak jak to taki miniraj. 
Najgorsze są niestety godziny pracy 9-17, czyli caly dzień w plecy, ale jakoś próbuje korzystać z tych resztek godzin które mi zostają.

7/05/2016

Czarne charaktery mają gorzej /Mikołaj


Na pewno każdemu z nas chociaż raz podobała się postać, która reprezentuje sobą zło. Podczas oglądania serialu, filmu, czytania książki, czy też grania w gry komputerowe. Na pewno w związku z tym, trzymając kciuki za naszego "badassa" do samego końca, spotykał nas nieraz ogromny zawód. W końcu dobro zawsze zwycięża, prawda? Paradoksalnie, czasami nie ma niczego gorszego.

Pomysł na ten post wpadł mi podczas czytania pewnej książki, gdzie oczywiście był czarny charakter, który bardzo przypadł mi do gustu. Nie trzeba wyjaśniać, jaki koniec go spotkał. Sam nie dawałem mu dużych nadziei, natomiast zawsze się tli ta iskierka, która chce wierzyć, że może tym razem zło zatriumfuje. Rozumiem, że z tych porażek ma płynąc lekcja, morał, sam również nie popieram czynienia zła. Ciężko z kolei ukryć, że wiele postaci spod ciemnej gwiazdy jest o wiele bardziej ciekawych, jak i nierzadko ich motywy, może i nie do końca szlachetne, sprawiają że życzymy im wygranej z całego serca. Tylko co nam po tym, kiedy autor znowu postanowił nie wybijać się ponad schemat i naciągnął wszystkie prawa nieba i ziemi tylko po to, aby mogły wygrać szare, denne, no ale w końcu pozytywne postacie?

Ten post jest pewnego rodzaju frustracją, jak i formą sprawdzenia, czy aby nie jestem sam w tych poglądach. Oczywiście, równie często spotykam postacie które są dobre, a ja im życzę wygranej. Chyba jest to lepsze również dla mnie, bo wtedy nie muszę się martwić, że spotka mnie jakikolwiek zawód. Niemniej jednak, jak na ironie, jest dużo zła dookoła nas, takiego, które nie sprawia nam przyjemności. Pomimo pięknych sloganów że dobro zawsze zwycięża, na nic się to zdaję. A ja, po prostu, chciałbym od czasu do czasu doświadczyć przewagi zła nad dobrem, którego formę akceptuje, która koniec końców jest tylko fantazją, a nie przykrą rzeczywistością.

A czy wy myślicie podobnie? Również uważacie, że tego typy motywy są naciągane i przydałby się powiew świeżości? A może mieliście kiedyś swój ulubiony czarny charakter? Piszcie w komentarzach.

7/03/2016

Chwila Relaksu /K&M


Podczas gdy Opener w Gdyni trwał w najlepsze, my byliśmy trochę zajęci swoimi sprawami. W tygodniu mamy mniej czasu dla siebie bo zaczęliśmy prace, toteż w weekend postanowiliśmy złapać chwilę oddechu. Jak nam się to udało?

Odpowiedź nie będzie zaskakująca, bo jak zwykle udało nam się bardzo dobrze. Postanowiliśmy popodziwiać uroki naszego miasta, jak i delektować się ładną pogodą. Nic oryginalnego, ale nawet takie proste rzeczy spędzone w odpowiednim towarzystwie potrafią cieszyć. Wyprawę przypieczętowaliśmy wizytą w pizzerii, a podczas powrotu do domu złapał nas solidny deszcz. Zabrakło tylko romantycznego pocałunku.

Tak mniej więcej wyglądał nasz weekend, a my tymczasem przygotowujemy się na nadchodzący tydzień, w którym dowiemy się w końcu jak poszły nam matury. A jak wam ostatnio mija czas? Był ktoś z Was na Openerze? Jeżeli tak, chętnie chcielibyśmy usłyszeć od was jak było. Możliwe, że w przyszłym roku sami się wybierzemy, jeżeli będzie wszystko sprzyjać :)